Zmiennicy - WPT 1313

Menu główne

Wywiady

Wywiad z Ewą Błaszczyk

Jacek Górski udaje się z odtwórczynią ról Kasi i Mariana w wyimaginowaną podróż po Warszawie, zahaczając o miejsca związane ze "Zmiennikami".

(fragmenty wywiadu)

(...)

J.G. - Puśćmy zatem wodze fantazji (...). Wsiądźmy do żółtego fiata 125 p. (koloru safari) o numerze bocznym 1313 i numerze rejestracyjnym WAE 606B i udajmy się na przejażdżkę po Warszawie, wybierając konkretne kierunki, które podpowiedzą nam jednocześnie dalsze zagadnienia do rozmowy i do wspominania.

E.B. - ...WAE 606B - taki był numer rejestracyjny tego samochodu?

J.G. - Tak.

E.B. - To tego nie wiedziałam. Ale ten numer 1313 to oczywiście pamiętam do dziś.

J.G. - Zatem zapraszam do samochodu...

E.B. - ...i w drogę. (...)

J.G. - Gdyby to była podróż w czasie, to przenieślibyśmy się teraz do roku 1986. Ale my w tej rozmowie nie nawiązujemy do Powrotu do przeszłości, a do serialu "Zmiennicy" i mamy zupełnie inny środek lokomocji. Telewizja Polska - ul. Samochodowa na Mokotowie [Baza Warszawskiego Przedsiębiorstwa Taksówkowego], ul. Wałbrzyska 15 m. 21 (róg Bacha) [blok Pióreckich]. A następnie daleka jazda na Ursynów - ul. Irysowa 11 [dom Koniuszków], Lachmana 6 (okolice DK Stokłosy) oraz Szolc-Rogozińskiego 14 [Alternatywy 4]. Do pałacu w Zatorach nie pojedziemy, bo to byłby dość długi kurs, a jeszcze kilka pytań przed nami...

E.B. - Chyba już się domyślam, jaki temat zdominuje najbliższe minuty...

J.G. - Porfiry Pietrowicz to bystry śledczy ze "Zbrodni i kary". Wspomnieliśmy już, że wcieliła się Pani w tę wyjątkową, bo męską rolę. Zatem potem chyba było już łatwiej zagrać rolę Mariana Koniuszki w filmie "Zmiennicy"...

E.B. - Nie tędy droga. W "Zbrodni i karze" całość bazowała na emocjach i ja zupełnie nie zwracałam uwagi, że jestem Porfiry. Konwencja była tak dalece posunięta, że ta płeć nie była ważna. Liczyła się metafizyka. Przekaz był inny - ja coś do ciebie mam, i to mnie w życiu zajmuje...bardzo! Koniec. Nic więcej.

J.G. - Chyba zatem zbyt dosłownie skojarzyłem te dwie role...

E.B. - Chyba tak. Natomiast Marian Koniuszko to już autentyczny mężczyzna z życia wzięty. Nosi wąsy, chodzi w spodniach, myśli o kobietach. Ale ta rola też stanowiła dla mnie taką odskocznię. Mogłam sobie odetchnąć.

J.G. - W archiwalnych materiałach natrafiłam na informację, że roboczy tytuł tego serialu brzmiał "Zawód-taksówkarz". Czy ta informacja jest prawdziwa?

E.B. - Ja pamiętam, że pierwszą propozycją był krótki tytuł "Taksówkarz". Tylko, że pod takim tytułem został już przecież wcześniej nakręcony bardzo znany film amerykański. Podjęto zatem decyzję o zmianie. Ale ja i tak mimo wszystko od początku mówiłam i nadal mówię na ten serial "Taksówkarz". Bo ci "Zmiennicy", niby mogą być, ale tak nie do końca.

J.G. - Proszę nam powiedzieć, jak to się stało, że w podwójnej serialowej roli Kasi i Mariana wystąpiła właśnie Pani, a nie Jadwiga Jankowska-Cieślak?

E.B. - Odpowiedź jest najprostszą z możliwych - ona po prostu nie chciała jej zagrać i nie zgodziła się na udział. Jacek pisał scenariusz ze Staśkiem Bareją. I wspólnie się zastanawiali - kto zamiast wspomnianej aktorki może wcielić się w tę podwójną rolę? Nagle reżyser Bareja powiedział - "no to może Ewa...". A ja taka zaskoczona zapytałam - "ja... w komedii?...". A on mówi - "ale ty tak tylko będziesz się przesuwać przez ekran". No to zgodziłam ale z niejakimi obawami.

J.G. - I tak się Pani perfekcyjnie "przesuwa" przez 13 z 15 odcinków! Bo chyba tylko w pierwszym i siódmym pojawia się Pani wyłącznie w części tytułowej...

E.B. - Tak było mi pisane w scenariuszu.

J.G. - A czy odgrywanie roli Koniuszki wymagało zdecydowanie więcej wysiłku niż kreowanie postaci Kasi? A może było wręcz odwrotnie?

E.B. - Nie, w ogóle nie. To była zabawowa konwencja. Poza tym od początku fabuła była tak opowiedziana, że widz wiedział, kim naprawdę jest Marian Koniuszko. Zatem wszystko mi było wolno. Wówczas wydawało mi się - i nadal podtrzymuję to zdanie - że nie ma się co silić na takie udawanie. Bo właściwie co to niesie?... Nie o tym dokładnie jest ten film.

J.G. - Ma Pani rację. Scenariusz przewidział przecież tak wiele różnych wątków i role dla plejady polskich aktorek i aktorów. Chociaż nieraz te różnice płci są jednak we wspomnianym filmie dosyć mocno eksploatowane, podkreślane i wykorzystywane...

E.B. - Dobrze, że po latach wciąż się o tym serialu pamięta i powoli się docenia to, co Stanisław Bareja zostawił. Można dzięki temu chyba dostrzec jakiś kompletnie zapomniany gatunek, którego teraz nie ma. Coś, co ma kształt kroniki danego czasu, danego okresu. A jednocześnie wszystko jest zrobione z taką wielką miłością do ludzi, do tego absurdu, który miał w tamtych latach miejsce. Ile tam tego ciepła jest - prawda?

J.G. - W pełni się z Panią zgadzam. Do tego jaka dbałość o szczegóły z realnego życia... Czy podczas kręcenia tego serialu były takie momenty, które szczególnie miło Pani do dzisiaj wspomina? Czy była jakaś sytuacja, która rozbawiła całą ekipę?

E.B. - Ja niezmiernie lubiłam Stasia Bareję.

J.G. - Czyli samego reżysera.

E.B. - Tak. Jacek Fedorowicz powiedział kiedyś do niego "Stasiek - Ty byś robił genialne filmy, gdybyś jeszcze angażował do tego reżysera".

J.G. - Nic dodać, nic ująć.

E.B. - Stasiek miał po prostu taki ciepły stosunek do wszystkiego. Do kraju, do tego absurdu, do ludzi. I nigdy nie rozdmuchiwał swojego ego, tak jak podobno niektórzy reżyserzy robią. Ja miałam to szczęście, że nie pracowałam z takimi osobami, ale słyszę czasami takie opowiadania, że ktoś krzyczy na planie, że się złości, że pokazuje swoją prawdziwą twarz.

J.G. - Jaka zatem atmosfera panowała na planie? Czy podobna do efektu końcowego (swoboda i lekkość) czy też wszystko było traktowane na poważnie (pełen profesjonalizm)?

E.B. - Bareja był cały czas na planie, ale gdy np. coś nie było gotowe, to on mówił - "A... nie róbmy tego filmu". Tylko taka postawa go trochę kosztowała gdzieś tam w środku. On nikogo tym nie obarczał. Brał bardzo dużo na siebie. A takie zachowanie zwykle ma prędzej czy później odzwierciedlenie w zdrowiu. On był często taki bezradny. Ale to ciepło tak od niego biło, że kiedy się pojawiał, to miało się wrażenie, że słońce wchodzi na plan.

J.G. - Przez to, jak podejrzewam, sama praca z taką osobą była nad wyraz przyjemna.

E.B. - Pamiętam kiedyś taki epizod. Siedzimy w rowie przy szosie, z nieba żar się leje, upał nie do wytrzymania. A w tamtych czasach ta oprawa socjalna przy filmie była zupełnie inna niż teraz. I ja tak prawie leżę w tym rowie taka wykończona, a on mi coś przynosi i zaczyna wtykać w rękę. I tak mnie szturcha i wpycha coś. Ja patrzę na reżysera...

J.G. - I co to było?

E.B. - ... a to był taki roztopiony lód. Gdzieś w okolicach Magdalenki zdobył tego półpłynnego loda i mi go potem przyniósł. Ale ponieważ jeszcze się tego wstydził, to mi go tak po kryjomu wręczał, aby inni nie widzieli.

J.G. - W tamtych czasach także i lody były towarem deficytowym...

E.B. - Porozmawiajmy jeszcze przez chwilę o "Zmiennikach"...

J.G. - Kolejny kurs jest niestety chyba nie do zrealizowania. Żaden taksówkarz najprawdopodobniej nie będzie w stanie zawieźć nas na ulicę Egzotyczną...

E.B. - Na Egzotyczną?...

J.G. - Tak - trasa "zmiennikowym" szlakiem po Warszawie mogłaby się zakończyć na wspomnianej ulicy. Jest jednak problem, bo nie wiadomo nic na temat oryginalnego miejsca powstawania tych ujęć. Może Pani pamięta, gdzie kręcone były sceny ze Spółdzielczej Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego im. Borów Tucholskich?

E.B. - Tego zupełnie nie pamiętam. Przypominam sobie samo wejście na teren tego magazynu. I tę ogromną tablicę "Bory Tucholskie". Ona była robiona specjalnie z myślą o tym planie. Ale gdzie to autentycznie było... chyba sobie nie przypomnę.

J.G. - A jak to było z tym Skórcem? Czy wybór tej miejscowości jako miejsca pochodzenia Oborniaka był z czymś związany?

E.B. - Sam żart z Oborniakiem miał dotyczyć postaci niedocenionego pisarza, których w rzeczywistości było dużo. I to wynikało z obserwacji codziennego życia.

J.G. - W tym serialu jest mnóstwo mniejszych lub większych aluzji. Ci, którzy dokładniej się przyglądali poszczególnym odcinkom, potrafią dostrzec w nich wiele trafnych skojarzeń. Jest nawet taka strona internetowa www.zmiennicy.com, gdzie wielbiciele tej komedii dzielą się swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi kolejnych odcinków. Każda z piętnastu części jest "przeanalizowana" w najdrobniejszych szczegółach. A całość stanowi wyśmienitą lekturę dla każdego miłośnika "Zmienników".

E.B. - Prawdę powiedziawszy - jak się tak dobrze przeanalizuje całość, to ta ówczesna cenzura to ciaptaki jakieś byli.

J.G. - To musiało być nie lada wyzwanie przemycić w jednej czy drugim scence, odcinku jakąś aluzję, skojarzenie, cytat, znany gest itp.

E.B. - Tak wówczas było. To stanowiło faktycznie pewne wyzwanie. I dlatego potem, kiedy ta cenzura zniknęła, to dla niektórych był to wielki dramat, że przestała ona funkcjonować.

(...)

Całość wywiadu można znaleźć na stronie Gdańskiego Klubu Szaradzistów "Neptun".

BONUS: Pani Ewa pozdrawia fanów "Zmienników".

Koniec głównej zawartości strony.

Radio Safari
Pomiń elementy przewijania trybu graficznego.
przewijanie do góry
przewijanie w dół
Do poprawnego funkcjonowania w trybie graficznym strona wymaga włączonej obsługi JavaScript.

Proszę włączyć obsługę JavaScript i przeładować stronę.
Trwa ładowanie strony. Proszę czekać.