Zmiennicy - WPT 1313

Menu główne

Wywiady

Wywiad z Marcelem Szytenchelmem

Marcel Szytenchelm - aktor, reżyser, teatrolog, animator kultury, dyrektor Studia Teatralnego "Słup" z Łodzi, pomysłodawca i twórca słynnej już "Galerii Wielkich Łodzian" - plenerowych pomników przy ulicy Piotrkowskiej.

Zmiennicy.com: Dziękujemy bardzo, że zgodził się Pan na udzielenie nam wywiadu. Jest to dla nas ogromny zaszczyt i przyjemność. Czy może nam Pan powiedzieć, jak zaczęła się Pana przygoda ze "Zmiennikami"?

Marcel Szytenchelm: Jako początkujący aktor marzyłem nie o roli Hamleta, tylko chciałem zagrać w filmach Stanisława Barei. Znałem jego twórczość doskonale, każdy jego film przed "Zmiennikami" oglądałem kilkanaście razy. Staszka poznałem kilka lat przed realizacją serialu. Byłem częstym gościem w jego rodzinnym domu. Mnóstwo przegadanych godzin, świadomość jednej wyobraźni, jednego poczucia humoru, jednych naleśników... Potrzeba coś więcej do szczęścia?

Z.: Pana rola jest jedną z najbardziej wyrazistych w serialu. Czy zagranie Mariana Koniuszki przyszło Panu z łatwością, czy może były jakieś aspekty tej postaci, które wymagały dopracowania, dodatkowego wysiłku?

M. Sz.: Wiele godzin ze Staszkiem Bareją rozmawialiśmy na temat całego serialu i mojej roli. Nie każdy wie, że film miał się nazywać "Taksówkarze". Mam cichą satysfakcję, że również dzięki mojej sugestii serial nazwano "Zmiennicy". A co do roli samego Mariana Koniuszki, to zagrałem tę postać dokładnie tak, jak nakreślił ją reżyser. Był bardzo zadowolony z naszej współpracy. Po telewizyjnej kolaudacji serialu pogratulował mi roli i zapewnił, że trafiłem do jego "stajni". Miałem zagrać w jego następnych filmach. Niestety, nie dotrzymał słowa... Jego śmierć przerwała naszą wspaniale zapowiadającą się współpracę. Szkoda...

Z.: Z kim na planie serialu współpracowało się Panu najlepiej? Czy są jakieś osoby, które szczególnie pozytywnie Pan wspomina?

M. Sz.: Wielomiesięczna praca na planie filmowym w Warszawie to była jedna wielka radość tworzenia i przebywania ze sobą. Wszyscy współpracownicy Barei, a więc i cała plejada aktorów, doskonale rozumieli reżysera i realizowali postawione zadania aktorskie. Użyłem słowa plejada, bo u Barei nawet najmniejsze epizody grali wybitni i znani aktorzy. Każdy chciał zagrać u Barei. Staszek kochał aktorów. Z wielką radością tworzył plan filmowy, w mig porozumiewał się ze "swoimi" twórcami. Potrzebował ich tak samo jak oni Jego. Praca u niego była czymś wyjątkowym. Wszyscy pracowali na tej samej fali. Nikt mi nie odbierze tych znakomitych i niecodziennych chwil. Zaś satyra budowała się sama...

Z.: Jak może zauważył Pan przeglądając naszą stronę, ciekawostki to nasze drugie imię. Czy wydarzyło się na planie coś, co szczególnie utkwiło Panu w pamięci, a czym mógłby się Pan z nami podzielić? Proszę nam wierzyć, określenie "nieistotny fakt związany ze "Zmiennikami" jest dla nas wewnętrznie sprzeczne.

M. Sz.: Moja scena z "miodkiem" była dla mnie czymś wyjątkowym i zabawnym... Miałem jeść miód, chwalić jego walory, zajadać się nim... Jest tylko jedno "ale"... W czasach realizacji "Zmienników" nienawidziłem... miodu. To było trudne zadanie aktorskie. Jeść coś tak bardzo niezjadliwego... i grać i chwalić miód jako niezwykły rarytas. Rzecz zabawna, ta scena została wybrana przez pewną telewizję za jedną ze stu najbardziej zabawnych scen filmowych zagranych w polskim kinie. W zawodzie aktora jest duża frajda bycia kimś innym niż na co dzień. To rozwija.

Z.: Jak opisałby Pan styl pracy Stanisława Barei? W książce Macieja Replewicza "Stanisław Bareja. Król krzywego zwierciadła" ukazane są dwa spojrzenia: Bareja jako mistrz wykorzystania prostych rozwiązań i (niestety) skromnych środków oraz Bareja jako osoba podchodząca lekko i z pewną niedbałością do tego, co się dzieje na planie. Która ocena jest bliższa Pana wspomnieniom?

M. Sz.: Cieszę się bardzo, że jest to kolejna i, mam nadzieję, nieostatnia książka poświęcona twórczości i osobie Stanisława Barei. Zasługuje na to. Jest to bezwzględnie najlepszy komediowy reżyser ostatniego stulecia w kinie polskim. Dla mnie, wraz ze śmiercią Barei, został zamknięty pewien rozdział polskiego kina rozrywkowego. A co do samego pytania, to Bareja dokładnie wykonywał to, co było filmowi potrzebne. Nic mniej, nic więcej. Dokładnie tyle, ile było potrzeba.

Z.: Charakterystyczna rola w jednym z najpopularniejszych i najczęściej emitowanych polskich seriali poza ogromną rozpoznawalnością, a może właśnie z jej powodu, może być do pewnego stopnia obciążeniem dla aktora. Czy w Pana przypadku miało to miejsce, czy odczuwał Pan to w ten sposób?

M. Sz.: Do dzisiejszego dnia bardzo lubię grać charakterystyczne role, czy to w filmie, czy w teatrze. Życie "szare" interesuje mnie mniej. Również w swoim łódzkim teatrze, w Studiu Teatralnym "SŁUP", którego jestem dyrektorem artystycznym, gram role w większości komediowe. Zagranie Mariana Koniuszki było dla mnie wielką radością. Moja rozpoznawalność dzięki tej roli jest niezwykła do dzisiejszego dnia. Bardzo żałuję, że więcej nie spotkałem na swojej drodze filmowej tak niezwykłego i twórczego reżysera. Wierzę jednak, że wszystko jest przede mną...

Z.: Czy może nam Pan zdradzić, nad czym obecnie Pan pracuje albo do czego się przymierza w najbliższej przyszłości?

M. Sz.: Nie każdy wie, że jestem pomysłodawcą i twórcą plenerowej "Galerii Wielkich Łodzian" wzdłuż ulicy Piotrkowskiej. Ta galeria to kilka pomników, które tworzą historię miasta. To jej poświęciłem wiele lat ze swojego artystycznego życia. Jestem aktorem, reżyserem, teatrologiem, rzeźbiarzem, scenarzystą, dyrektorem teatru... Mam wiele zawodów. W każdym się spełniam. Czerpię radość z tworzenia. Gdybym z którejś profesji miał zrezygnować, to bardzo bym cierpiał. Prawdą jest też, że uwielbiam grać w filmach. Dlatego cieszę się z ostatnich wyjazdów do Wrocławia, gdzie mogłem pograć sobie w odjazdowych "Kiepskich". Obiecuję sobie, że wkrótce nastąpi współpraca z Markiem Piwowskim w trakcie realizacji "Rejsu 2". Myślę, że został nam tylko Piwowski... Wierzę, że w filmie, szczególnie w komedii, moja gwiazda jeszcze niejednokrotnie zabłyśnie. Czuję się obecnie tak młodo, jak Marian Koniuszko ze "Zmienników". A może młodziej... Może więc warto nakręcić "Zmienników 2"?

Z.: Kolejnych wspaniałch filmowych ról komediowych, i nie tylko, Panu (i przede wszystkim sobie) serdecznie życzymy. Jeszcze raz bardzo dziękujemy za rozmowę.

Koniec głównej zawartości strony.

Radio Safari
Pomiń elementy przewijania trybu graficznego.
przewijanie do góry
przewijanie w dół
Do poprawnego funkcjonowania w trybie graficznym strona wymaga włączonej obsługi JavaScript.

Proszę włączyć obsługę JavaScript i przeładować stronę.
Trwa ładowanie strony. Proszę czekać.